Można prosić? Ocalony Norbert z tatą Janem, siostrą Wiktorią, bratem Gracjanem oraz bp. Krzysztofem Włodarczykiem. Zdjęcie zrobione na trasie 36. Mogę prosić o dowody na istnienie Boga? 2019-02-21 19:03:53 Czy Boga można prosić o prawdziwych przyjaciół? 2014-01-04 15:28:57 Opłaca się o coś prosić Boga ? 2014-07-14 19:21:40 O tym warto pamiętać. Prosząc o pomoc warto również mieć świadomość, że osoba, którą prosimy może nam jej odmówić, z różnych przyczyn. Może odmówić pomocy, gdyż ma do tego prawo – podobnie jak my mamy prawo, aby o tę pomoc prosić. Czasami odmawiamy pomocy, bo sami nie czujemy się na siłach (np. nie mamy czasu Zobacz 8 odpowiedzi na pytanie: O co można po prosić na święta ? Systematyczne pobieranie treści, danych lub informacji z tej strony internetowej (web scraping), jak również eksploracja tekstu i danych (TDM) (w tym pobieranie i eksploracyjna analiza danych, indeksowanie stron internetowych, korzystanie z treści lub przeszukiwanie z pobieraniem baz danych), czy to przez roboty, web Można do nich sięgać w chwilach trudności na modlitwie, a takie sytuacje przeżywa każdy człowiek. Modlitwy jednak musimy uczyć się nieustannie, jak Dawid, który zgrzeszył – nie zatrzymał się na grzechu, lecz prosił Boga o przebaczenie. Musimy też uczyć się wdzięczności za to, co otrzymujemy, i za spotkanych ludzi. Pozwól Bogu być twoją radością. 23., Przypowieści Salomona 3:6 „we wszystkim, co czynisz, stawiaj Boga na pierwszym miejscu, a on poprowadzi cię i ukoronuje twoje wysiłki sukcesem.”. 24. Kolosan 3: 2 ” Nastawcie swoje umysły na rzeczy wyżej, a nie na rzeczy ziemskie.”. 25. . Bóg daje to, co najlepsze i według swojej miary. Jednak my często chcemy, by dał nam coś innego, zgodnego z naszymi pragnieniami i wyobrażeniami. I tutaj następuje konflikt, a w konsekwencji nawet czasem kryzys wiary. XVII Niedziela ZwykłaRdz 18,20–32; Kol 2,12–14; Łk 11,1–13 Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą (Łk 11,13). Bóg daje to, co najlepsze i według swojej miary. Jednak my często chcemy, by dał nam coś innego, zgodnego z naszymi pragnieniami i wyobrażeniami. I tutaj następuje konflikt, a w konsekwencji nawet czasem kryzys wiary. Żeby dobrze zrozumieć, czym jest modlitwa chrześcijańska, trzeba się przyjrzeć odpowiedzi Pana Jezusa na prośbę uczniów, by nauczył ich się modlić. Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo. Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczymy każdemu, kto nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie (Łk 11,2–4). Jest to krótsza wersja Modlitwy Pańskiej i prawdopodobnie bardziej zbliżona do oryginału. Nie jest to po prostu formuła modlitewna, ale przekaz postawy, jaką powinniśmy mieć wobec Boga. Pierwsze słowo modlitwy: „Ojcze – Abba” właściwie streszcza całą Ewangelię. Trzeba je zobaczyć wypowiadane w sytuacji modlitewnej: Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze. Gdy się modlimy, mamy się zwracać do Boga słowem Ojcze. Mamy więc widzieć siebie jako dzieci wobec ojca. Pamiętamy wypowiedź Pana Jezusa w innym miejscu Ewangelii: Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego (Mk 10,15). Postawa dziecka jest kluczem do królestwa. Najważniejsza w niej jest świadomość, że Bóg jest dobrym Ojcem i „wie, czego nam potrzeba, wpierw zanim Go poprosimy”, (por. Mt 6,8) oraz wyrastające stąd zaufanie. Właśnie to wyrażają zacytowane na początku słowa z dzisiejszej Ewangelii. Dobra nowina, jaką nam przyniósł Pan Jezus, właściwie sprowadza się do orędzia o dobroci Boga, który pragnie całym sobą, aby nas zbawić. Stąd pierwsza i najważniejsza prośba modlitwy: niech się święci Twoje imię (Łk 11,2). Niech cały świat, byty widzialne i niewidzialne, wysławiają Twoje imię, bo jesteś miłosierny i łaskawy dla wszystkich. Kiedyś, jak zapowiada św. Jan w Apokalipsie, w nowym Jeruzalem nie będzie potrzeba żadnego światła, bo chwała Boga je oświetliła, a jego lampą – Baranek (Ap 21,23). To światło Boga jest życiodajne, w nim jest cała radość życia. Podobnie w naszym życiu, szczególnie w wymiarze wspólnoty, prawdziwa radość życia istnieje tam, gdzie są zachowane właściwe relacje wzajemne. Inaczej mówiąc – tam, gdzie zachowywana jest właściwa hierarchia wartości, która jest „światłem” dla życia tej wspólnoty, czy to małżeńskiej, czy zakonnej, czy jakiejkolwiek innej, jak np. wspólnoty pracy. Przy czym dla chrześcijan punktem odniesienia w postępowaniu jest Bóg i Chrystus, Oni są światłem na drodze. Nieustannie winniśmy spoglądać na Ojca. Prośba: niech przyjdzie Twoje królestwo (Łk 11,2) jest właściwie konsekwencją wcześniejszej. Samo królestwo jest urzeczywistnieniem właściwego porządku istnienia, czyli odnoszenia wszystkiego do Boga jako źródła, w całkowitym posłuszeństwie. Od Niego też się wszystkiego spodziewamy: Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień (Łk 11,3). W naszych prośbach o potrzebne do życia dary skupiamy się jedynie na tym, co jest niezbędne, nie prosimy o coś nadzwyczajnego, co by realizowało nasze zachcianki, dawało prestiż na świecie, było podstawą do chlubienia się wobec innych. Do dzisiaj nie wiemy dokładnie, jak należy tłumaczyć „chleba powszedniego”. Greckie określenie nie jest jednoznacznie odczytane. Niektórzy Ojcowie Kościoła widzą w nim to, co się odnosi do zwykłego życia na co dzień, inni dostrzegają to, co konieczne do życia z akcentem na życie przyszłe: „chleba przyszłego”. Jeszcze inni, łącząc obie interpretacje, mówią o Eucharystii: „chleba eucharystycznego”, czyli „chleba na życie wieczne”, dawaj nam na każdy dzień. Byłoby to zgodne ze wskazaniem Pana Jezusa: Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec (J 6,27). Następne prośby harmonizują wówczas z tak rozumianą prośbą o chleb: przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczymy każdemu, kto nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie (Mt 11,4). Obie one są związane z troską o królestwo Boże, bo zarówno przebaczenie, jak i odcięcie się od grzechu są warunkiem wejścia do niego. W Modlitwie Pańskiej zachowana jest zatem ogólna rada Pana Jezusa: Starajcie się naprzód o królestwo /Boga/ i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane (Mt 6,33). Do tego potrzebna jest jeszcze wytrwałość w prośbie. Nasze prośby nie mogą być ulotne, od niechcenia. Byłoby to wbrew drugiemu przykazaniu, które mówi, by nie wzywać imienia Boga nadaremno. Podstawą otrzymania jest autentyczna i dogłębna prośba. Przed Bogiem rozstrzyga się nasze być albo nie być w wymiarze ostatecznym. O tym przypomina nam św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu: was umarłych na skutek występków i «nieobrzezania» waszego ciała razem z Chrystusem Bóg przywrócił do życia (Kol 2,13). Dlatego też prośby w Modlitwie Pańskiej są eschatologiczne. Ale są one takimi w istocie, gdy wyrażają naszą determinację, gdy nie ma dla nas niczego ważniejszego od Boga i Jego królestwa. Jeżeli z takim uporem prosimy o rzeczy całkowicie doczesne, czyli w istocie drugorzędne, to wówczas nie Bóg i Jego królestwo jest dla nas najważniejsze. Taka modlitwa jest sprzeczna w sobie, bo zwraca się do Boga, traktując Go jednocześnie jako środek do uzyskania czegoś innego, dla nas w praktyce ważniejszego. Tutaj najczęściej tkwi błąd w naszych modlitwach. Fundamentem naszej modlitwy jest głębokie przekonanie, że Bóg jest naszym jedynym Ojcem, który daje nam życie. Ta wiara jest jądrem Ewangelii. Fragment książki Rozważania liturgiczne na każdy dzień. T. 4: Okres zwykły 12-23 tydzień Włodzimierz Zatorski OSB – urodził się w Czechowicach-Dziedzicach. Do klasztoru wstąpił w roku 1980 po ukończeniu fizyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pierwsze śluby złożył w 1981 r., święcenia kapłańskie przyjął w 1987 r. Założyciel i do roku 2007 dyrektor wydawnictwa Tyniec. W latach 2005–2009 przeor klasztoru, od roku 2002 prefekt oblatów świeckich przy opactwie. Autor książek o tematyce duchowej, między innymi: “Przebaczenie”, “Otworzyć serce”, “Dar sumienia”, “Milczeć, aby usłyszeć”, “Droga człowieka”, “Osiem duchów zła”, “Po owocach poznacie”. Od kwietnia 2009 do kwietnia 2010 przebywał w pustelni na Mazurach oraz w klasztorze benedyktyńskim Dormitio w Jerozolimie. Od 2010 do 2013 był mistrzem nowicjatu w Tyńcu. W latach 2013-2015 podprzeor. Pełnił funkcję asystenta Fundacji Opcja Benedykta. Zmarł 28 grudnia 2020 r. Fot. Kazimierz Urbańczyk (Visited 156 times, 7 visits today) Za pomocą newslettera chcemy się kontaktować, aby przesyłać teksty, nowości wydawnicze i ogłoszenia, które dotyczą naszego podwórka. Planujemy codzienną wysyłkę takiego newslettera. Czytający i słuchający naszych materiałów, zarówno dostępnych w księgarni internetowej, na stronie jak i na kanale YouTube lub innych platformach podcastowych, mogą zastanawiać się w jaki sposób można nas wesprzeć… Od jakiegoś czasu istnieje społeczność darczyńców, którzy aktywnie i regularnie wspierają nasze działania. To jest tylko pewna propozycja, możliwość wsparcia — jeżeli uważasz, że to, co robimy, jest wartościowe i chcesz dołączyć do darczyńców, od teraz masz taką możliwość. Z góry dziękujemy za każde wsparcie! Dzisiejsza Ewangelia opowiada o głuchoniemym, który zostaje przyprowadzony do Jezusa, by ten położył na niego ręce i go uzdrowił. Co się dzieje dalej? Sprawdź, jakie nastawienie powinno ci towarzyszyć, gdy prosisz o coś Boga. Słowa Ewangelii [Mk 7, 31-37] Jezus opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, z dala od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się. Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. Jezus przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I przepełnieni zdumieniem mówili: «Dobrze wszystko uczynił. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę». Jezus pragnie nas otworzyć [Komentarz Mieczysława Łusiaka SJ] Człowiek zamknięty to człowiek głuchoniemy. A kiedy człowiek jest zamknięty? Kiedy już wszystko wie, na wszystko ma odpowiedź i chętnie innych poucza. Również takiego człowieka Jezus pragnie uzdrowić, ale nawet Jemu przychodzi to z trudem. "Zabiegi", których musi na takim człowieku wykonać są skomplikowane. Najpierw bowiem musi zburzyć mur pychy, a to nie jest łatwe. Wymaga czasami upokorzenia takiego człowieka, a to dla Jezusa nie jest ani łatwe, ani przyjemne. Zanim Jezus będzie musiał nas upokorzyć, aby nas zbawić, upokórzmy się sami. Wtedy łatwo będzie Jezusowi otworzyć nam uszy - uszy serca. Wówczas rozwiąże się nasz język i będziemy prawidłowo mówić, czyli będziemy mówić to, co innych wzmacnia, buduje i pociesza. Jak skutecznie prosić Boga, by spełnił nasze prośby? [Komentarz Wojciecha Jędrzejewskiego OP] Tworzymy dla Ciebie Tu możesz nas wesprzeć. Strona Główna › Religia i teologia › Jak prosić Boga o pomoc? Proszenie Boga jest prawdziwą sztuką | Fot. Jills Czy zastanawiasz się, jak skutecznie prosić Boga o pomoc? Choć wydaje się to proste, wcale takie nie jest. To prawdziwa sztuka, która wymaga zrozumienia wielu istotnych aspektów boskiej natury. Jeśli bowiem modlitwa ma zostać wysłuchana, powinna być właściwie wykonana. Dla wielu ludzi proszenie Boga wydaje się podstawową funkcją modlitwy. Podoba nam się świadomość, że jest ktoś, do kogo można zwrócić się w potrzebie i w chwili zwątpienia. Szkoda tylko, że często postrzegamy Boga jako istotę odpowiedzialną za to, co się dzieje; jako zarządcę decydującego o wszystkich zdarzeniach (nawet najdrobniejszych). Traktujemy go trochę jak dyrektora w firmie. To działa w następujący sposób. Kiedy pracownik chce podwyżkę, idzie do dyrektora. Kiedy pracownik chce przeprowadzić jakąś reorganizację w swoim dziale, idzie do dyrektora. Jeśli pracownik chce... czegokolwiek, zwraca się z tym do swojego dyrektora. Mam dla ciebie przykrą wiadomość. Bóg nie jest twoim szefem. Dobrze by było zawsze o tym pamiętać. To ty jesteś odpowiedzialny za samego siebie. Ty decydujesz i ponosisz konsekwencje swoich decyzji. Bóg nie jest też dżinem z lampy i nie jest jego rolą spełnianie życzeń. Nie robi magicznych sztuczek czy cudów na zawołanie. Każde marzenie powinieneś spełniać samodzielnie. Ewentualnie przy pomocy innych ludzi. Tak właśnie wygląda ludzkie życie. Proszenie Boga w praktyce Na jednym z angielskojęzycznych forów dyskusyjnych poświęconych duchowości znalazłem kiedyś bardzo ciekawy tekst. W rewelacyjny sposób ukazuje, jakiej roli Bóg nie powinien pełnić w ludzkim życiu. Prosiłem Boga, by zabrał mój ból. Bóg powiedział: Nie. Nie jest moim zadaniem zabieranie twojego bólu, lecz twoim, żeby go oddać. Prosiłem Boga, by uleczył moje niepełnosprawne dziecko. Bóg powiedział: Nie. Jego dusza nie jest chora, a ciało jest tylko tymczasowe. Prosiłem Boga o obdarowanie mnie cierpliwością. Bóg powiedział: Nie. Cierpliwość powstaje jako konsekwencja cierpienia. Nie można jej dostać, trzeba na nią zapracować. Prosiłem Boga, by dał mi szczęście. Bóg powiedział: Nie. Daję ci moje błogosławieństwo. Szczęście zależy od ciebie. Prosiłem Boga, aby oszczędził mi cierpienia. Bóg powiedział: Nie. Cierpienie odciąga cię od ziemskich trosk i zbliża do mnie. Prosiłem Boga, aby mój duch się rozwinął. Bóg powiedział: Nie. Należy rozwijać się samodzielnie, ale będę rzucał ci kłody pod nogi, by twój rozwój był bardziej intensywny. Prosiłem o wszystkie dobra, które sprawiłyby, że mógłbym cieszyć się życiem. Bóg powiedział: Nie. Daję ci życie, abyś mógł się cieszyć wszystkimi dobrami. Proszę Boga, by pomógł mi kochać wszystkich tak bardzo, jak on kocha mnie. Bóg powiedział: Ach, w końcu pojąłeś. [źródło: Questions/A sign of the times] Jak widać na powyższym przykładzie, proszenie Boga to o wiele bardziej skomplikowana rzecz, niż można by sądzić. Niby wszystko powinno być proste. Chcę czegoś, więc o to proszę i dostaję. Kropka. W rzeczywistości nie zawsze dostajemy to, czego pragniemy. I wówczas myślimy, że Bóg nie wysłuchał naszej modlitwy. Albo że za coś nas ukarał. Nawet przez chwilę nie zastanowimy się, jak cała sytuacja może wyglądać z jego (Boga) perspektywy. A może jest właśnie tak, jak w przytoczonym wyżej tekście? Warto się nad tym głębiej zastanowić. Ciągle o coś prosimy Boga Bardzo często zdarza się, że Bóg jest przez człowieka traktowany jako magiczny środek do osiągania zadowolenia lub jako źródło poczucia bezpieczeństwa. Zwracamy się do niego, ilekroć czegoś potrzebujemy. Czasami nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, kiedy w myślach rzucamy krótką modlitwę. Student czekający na swoją kolej obrony pracy magisterskiej powtarza w głowie: O Boże, żeby mi się tylko udało. Żeby się tylko udało. Mężczyzna ubiegający się o podwyżkę w pracy, powtarza niczym mantrę: Proszę, żeby mi dali tę podwyżkę. Nawet złodziej podczas rabowania domu, nieświadomie modli się, żeby nie zostać złapanym. Ciągle o coś prosimy. Ciągle pragniemy dostawać... I nie ma w tym nic złego. Wszak całe życie opiera się na pragnieniach, prawda? Problem pojawia się wówczas, gdy nie umiemy prosić w sposób właściwy. Jak prosić Boga o pomoc? Istnieje wiele sposobów. Najprostszym i najpowszechniejszym jest modlitwa. W dodatku wiemy, że ma ona ogromną siłę. Z pewnością znasz wiele modlitw i mantr, które mogą okazać się przydatne. Zresztą, możesz samodzielnie ułożyć treść modlitwy. W taki sposób, żeby ci odpowiadała. Przeczytaj również: Czego nauczyła mnie modlitwa św. Franciszka? Treść modlitwy powinna być dostosowana do człowieka, ponieważ każdy z nas działa nieco inaczej i charakteryzuje się innymi schematami myślenia. Nie musimy w tym przypadku dostosowywać się do Boga. On zrozumie każdą naszą myśl oraz intencję. Nie ma więc potrzeby stosowania sformalizowanych regułek czy powtarzania mantr. Prośba do Boga powinna być jak najbardziej spersonalizowana pod kątem osoby proszącej. Jeśli twoja podświadomość bezbłędnie rozpozna przesłanie i znaczenie prośby, wszystko będzie w porządku. To wystarczy. Modlitwa jest jednak dopiero pierwszym etapem proszenia Boga o pomoc. Po nim następuje drugi – o wiele trudniejszy. Jest nim podjęcie konkretnych działań mających na celu realizację pragnień. Jeśli prosisz o coś Boga, nie siadaj na tyłku w oczekiwaniu rezultatów. W ten sposób dojdziesz tylko do przekonania, że nikt twoich modlitw nie słucha. Natomiast jeśli zaczniesz działać, prędzej czy później osiągniesz etap realizacji swoich pragnień. Bóg działa za pomocą narzędzi, którymi są twoje własne ręce. Wszystkie rezultaty potrzebują odpowiedniej pracy, by móc zaistnieć. W tym świecie nie ma innej drogi. I na koniec... Istnieje jeszcze jeden etap proszenia Boga o pomoc, o którym część osób zapomina (a może po prostu nie chce im się pamiętać). Chodzi o wdzięczność. Serio, to prawda. Proszenie nie kończy się (a przynajmniej nie powinno) w chwili, gdy nasza prośba zostanie wysłuchana. Kiedy już dostaniesz, o co prosiłeś, powinieneś podziękować. Nie tylko dlatego, że tak nakazuje dobre wychowanie. Przede wszystkim z powodu wewnętrznych cudów (głównie emocjonalnych), jakie dokonują się w człowieku potrafiącym być wdzięcznym za to, co posiada. Naprawdę warto spróbować. Okazuje się bowiem, że kiedy w sercu człowieka panuje wdzięczność, jego życie staje się niezmiernie bogate. Zmień czyjeś życie na lepsze! Udostępnij: Kategorie: Religia i teologia Autor: Wojciech "Abaren" ZielińskiZałożyłem tę stronę internetową, by pomóc wszystkim osobom, dla których liczy się uniwersalna duchowość. Nie taka, która nakłania do nienawiści i walki, lecz prawdziwa - skupiona na szczerych poszukiwaniach Artur Myślę, że Bóg przenika wszystko co nas otacza i oczywiście nas samych. Możemy prosić, ale bardziej musimy wierzyć,że otrzymamy to o co prosimy. To niezłomna wiara czyni cuda. Wiara wyrażająca wdzięczność, że to, o co prosimy już się stało. W moim przypadku w sposób niezwykły i cudowny się sprawdza. Pozdrawiam! Morfis Natalia A ja nie potrafię zrozumieć jak można wierzyć w kogoś, kogo istnienia nigdy nikt nie udowodnił, nie ma żadnych dowodów na to, że on istnieje. Ja na przykład nie potrafię w to uwierzyć, bardziej jestem ku temu, że nie ma takiego Boga jak to opowiada o tym tysiące różnych religii, a jest siła Natury i ewolucjonizm. Wojciech P. P. Zieliński @Natalio – ja również nie jestem zwolennikiem wierzeń w różnorodne bóstwa. Niemniej Bóg jest bardzo użytecznym archetypem. Szczególnie w rozważaniach duchowych się przydaje, jako symbol naszych dążeń i mistycznych marzeń. W takich tekstach, jak ten przedstawiony powyżej, powinno się traktować Boga jako postać wykorzystaną do przedstawienia pewnej idei. W tym przypadku chodzi o to, że człowiek powinien być samodzielny i odpowiedzialny za podejmowane decyzje. To człowiek, a nie Bóg, powinien działać na rzecz osiągnięcia swoich celów. Nie możemy przyzwyczajać się, że wszystkie nasze problemy załatwi za nas ktoś inny (Bóg, mistrz, anioł czy chociażby rząd naszego kraju). W takim przypadku nie będziemy potrafili niczego zrobić. Staniemy się bezradni i bezużyteczni. Natalia Dziękuję za wytłumaczenie, teraz wszystko stało się dla mnie jasne. Wydaje mi się, że rozumiem o co Ci chodzi i całkiem podoba mi się ten sposób myślenia. Tadeo Bardzo trafnie to zostało powiedziane. Bóg nie jest szefem, każdy z nas jest odpowiedzialny za samego siebie. Chcemy coś mienić, to sama modlitwa nie wystarcza, potrzebne jest odpowiednie działanie. Warto zwrócić uwagę, że Bóg nie będzie spełniał naszych zachcianek. Modlitwa ma sens nie wtedy, gdy staramy się zaspokoić naszą próżność, ale gdy staramy się nasze życie wzbogacić o wyższe wartości. Proponuję lekturę dwóch odpowiedzi na pytania dotyczące celu i znaczenia modlitwy duńskiego mistyka Martinusa. Artur Nasz umysł zawsze wątpi w to czego nie może "realnie" dotknąć, poznać. Stąd rodzi się zwątpienie również w Boga. Uznaję jednak, że musi istnieć inteligencja która stworzyła tą cudowną otaczającą nas rzeczywistość. Jeżeli więc jest to jakiegoś rodzaju inteligencja, a nie tylko "bezrozumna" przypadkowa ewolucja, to musi mieć też aspekt osobowy. Myślę że Bóg, jakbyśmy nie chcieli go pojmować, ma zarówno charakter bezosobowy, jak i osobowy. Stąd wynika tyle niezrozumienia odnoszącego się do różnych systemów rozwoju duchowego. Każdy z nich opisuje Boga (rzeczywistość duchową) na swój sposób przykładowo: Zen – bezosobowo, Joga – osobowo. I najlepsze w tym wszystkim jest to, że każda z nich ma częściowo rację. Wojciech P. P. Zieliński @Artur – nie tylko mają rację częściowo, ale całkowicie. Bóg – osobowy/bezosobowy, skończony/nieskończony, miłujący/karzący, dobry/zły – istnieje i nie istnieje jednocześnie. Jeśli natomiast chodzi o nas, ludzi, nie ma to tak naprawdę znaczenia. Kwestia Boga raczej nie zostanie udowodniona ponad wszelką wątpliwość. Przynajmniej nie na tym świecie. Ilekroć słyszę dwóch ludzi kłócących się o Boga, próbuję im uświadomić, że oboje mają rację i mylą się w jednakowym stopniu. Wiem, to brzmi bardzo dziwnie. Sprawa wygląda nieco jak w przypadku kota Schrödingera. Natalia Racja. Ja nikomu nie udowodnię, że Bóg nie istnieje i mi nikt nie udowodni, że istnieje. Ale każdy wierzy w coś innego. Ja na przykład nie zakładam, że ewolucja jest bezrozumna, być może przypadkowa, ale to też niesamowite, że powstało życie, tyle pięknych roślin i zwierząt nie wspominając o oceanach, morzach, górach itp. przez przypadek. Jednak wierzę w nią bardziej niż w jakąś religię. Natomiast religia np. chrześcijańska mnie po prostu irytuje, bo jak dla mnie to są zwykłe bajki i Bóg jest aż zanadto osobowy. Wojciech P. P. Zieliński @Natalio, mnie też kiedyś chrześcijaństwo bardzo irytowało. Wystarczy posłuchać pierwszego lepszego kazania w niedzielę, zerknąć do Biblii – i już się coś nie zgadza. Jako, że żyjemy w kraju (ponoć) katolickim, takim osobom jak my jest szczególnie trudno. Kiedyś nawet jedna kobieta zerwała ze mną dlatego, bo nie chodzę do kościoła. Jak widać dla pewnych osób religia może być ważniejsza nawet od miłości. Jakiś czas temu uświadomiłem sobie jednak pewną rzecz: nie jest moją rolą decydować, w co ludzie powinni wierzyć – to ich sprawa. Z tym króciuchnym zdaniem przyszła prawdziwa tolerancja na wierzenia, nawet te niezgodne z moimi przekonaniami. Odtąd staram się nie krytykować nikogo za wiarę, choćby była kompletnie bez sensu. PS. Życie na naszej planecie jest tak cudowne, że nie ma znaczenia czy stworzył je Bóg czy powstało w inny sposób. Jest zachwycające i to mi wystarczy :) Natalia Jak zwykle masz rację i jak zwykle mnie przekonałeś :) Tak, nasza planeta jest piękna, ale niestety doszłam do przekonania,że bez ludzi byłaby piękniejsza...albo bynajmniej bez większości ludzi, którzy tak niszczą naszą piękną planetę. Nie potrafię zrozumieć ludzi, dla których liczą się tylko pieniądze, zabijają piękne zwierzęta, które przez ludzi są zagrożone wyginięciem, na przykład Goryle... no jak można takie piękne, łagodne, wspaniałe i tak bardzo podobne do nas zwierzęta zabijać?! w imię czego? a wycinanie lasów? nie mogę tego pojąć przecież żadne pieniądze, luksusowe domy, samochody i centra handlowe im tego nie zastąpią. Trochę nie na temat, ale nie mogę się z tym pogodzić i martwi mnie to :( Wojciech P. P. Zieliński Może i nie na temat, ale masz rację. Również nie mogę zrozumieć ludzkiej głupoty i okrucieństwa. W moim domu rodzinnym mamy psa ze schroniska, nad którym poprzedni właściciel bardzo się znęcał. Nie potrafiłbym tak skrzywdzić istoty żywej. Żyję według zasady: "nie rób drugiemu, co nie jest miłe tobie" i stosuję to również do zwierząt. Nawet owady z domu wolę wynieść niż trzepnąć gazetą (no, z wyjątkiem komarów – ale to już jest wojna ;P). Czasami myślę, że najlepiej byłoby wyprowadzić się gdzieś daleko na wieś i oderwać się od tego wszystkiego. Może kiedyś... Natalia Taaak... na wieś, ale na taką prawdziwą wieś, gdzie ludzie nie wtykali by swoich nosów, z dala od cywilizacji, żyć w zgodzie z naturą, mieć swoje warzywa, owoce, kury, kozy, psy ze schroniska, których nikt nie chce i ludzie wyrządzili im dużo krzywdy. Takie dziwnie mam marzenia :D A co do owadów to jak mnie zawsze muchy wkurzały to chciałam je gazetą chlasnąć, a ostatnio trafiła się jakaś chorowita mucha, wylądowała mi na stole i leżała na plecach i bzyczała no to ja ją przekładałam na "brzuch" ale ona dalej na plecy i w końcu skonała i już od dobrych kilku dni jej zwłoki leżą na stole... jutro będę musiała je w końcu sprzątnąć :P A przecież mogłam ją zabić jak była taka bezradna... Amstaff Bardzo istotne wskazówki. Wezmę to pod uwagę. Maria Z wielkim zainteresowaniem przeczytałam duskusję /rozmowę Wojciecha i Natalii i ................dziękuję bardzo. Przede wszystkim TOBIE, Wojtku, -za wiele cennych zdań, interpretacji i wielką kulturę dyskusji. Wprawdzie przedmiot rozmowy zobowiązuje do takowej, ale różnie to bywa. selwa 5 zasad takich, 10 owakich. Spisane w skrótowy sposób robią wrażenie infantylne i jak pisze autor tej strony wszystkie nurty religijne zalecają w istocie to samo. Bądź dobry. Przytoczę dowcip żydowski o jednym ze sławnych rabinów, który poproszony o to żeby streścił Torę stojąc na jednej nodze, stanął w pozycji bociana i powiedział " nie czyń drugiemu co tobie niemiło", "a reszta to tylko komentarze" dodał. Tak więc pobiłem wszystkich rozstrząsaczy bytu numerujących zasady uzyskania oświecenia. Ja również przebyłem drogę od chrześcijaństwa poprzez inne nurty religijne do buddyzmu i w końcu przyparty do muru przez, któreś z moich pragnień nie do zrealizowania, odrzuciłem i pragnienia i niezliczone książki mówiące "jak żyć" i przestałem pakować się w sprawy przynoszące cierpienie. Obrzydzenie budzą we mnie fałszywi duchowi nauczyciel jak np nauczyciel (certyfikowany) diamentowej drogi, który na spotkaniu z zainteresowanymi, z ogniem chrześcijańskich inkwizytorów w oczach prawił o błędach chrześcijaństwa, aż zniesmaczony taką nietolerancją "nauczyciela" zwróciłem mu uwagę, że w chrześcijaństwie jest sporo pożytecznych rzeczy. Ów nauczyciel, na innych spotkaniach, z przylepionym do gęby Dalajlamopodobnym uśmiechem pilnował się już aby mówić o rzeczach ważnych w sposób oględny, nie budzący kontrowersji. Dla mnie był po prostu fałszywy. Bardzo cenię Dalajlamę choć również nabrał irytującej maniery uogólniania i doradzania. Najlepszym sposobem nauczania jest zaniechanie pouczania. Jeśli osiągniesz spokój kierując się tymi badziewnymi pouczeniami to nie jest to wartościowe. Musisz sam dojść do właściwej ścieżki. Bardzo cenię Ursulę Le Guin, a sfilmowana książka jej ojca "Ischi ostatni Indianin" jest moją ulubioną pozycją choć strasznie smutną. W jest książkach jest sporo prawd w stylu zen, podanych w sposób, który mnie nie razi. Nie czytaj niczego. Usiądź po prostu i przestań myśleć. Tylko istniej. Bede zaglądał. Wojciech P. P. Zieliński @Selwa, dziękuję za świetny komentarz; cieszę się, że jest na tym blogu więcej miłośników U. K. Le Guin. Książki tej autorki są jednymi z najciekawszych jakie czytałem. Szczerze można polecać każdemu, nawet jeśli nie jest miłośnikiem fantastyki. Jeśli chodzi o książki uczące prawd życiowych, nauczycieli duchowych i cały ten "duchowy biznes" – nie mam nic przeciwko, dopóki ludzie pozostają tolerancyjni dla cudzych poglądów. Twój przykład, selwa, jest wyśmienity. Wielu ludzi przyzwyczaiło się już tak bardzo do krytykowania chrześcijaństwa, że uważają to za element rozwoju duchowego; że niby oni tacy mądrzy, a chrześcijanie głupi. Myślę, że najpierw powinniśmy spojrzeć na siebie, a dopiero potem możemy zacząć przyglądać się innym. Jedna z mądrości chrześcijańskich brzmi: "Kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamień". Jakoś tak wszyscy rzucają ochoczo. Nikt niestety nie zdaje sobie sprawy z tego, że nie ma na świecie "ludzi bez winy". Artur Gdy sięgamy do korzeni największych religii oraz do nauk mistyków oraz świętych odnajdujemy jedność duchowego doświadczenia. To co o tym sądzimy, jak to interpretujemy i rozumiemy oddala nas od prawdy. Powstaje zafałszowany obraz rzeczywistości, której nasz umysł nigdy nie pojmie. Gdy przestajemy osądzać, a staramy się bardziej kochać oraz gdy zaczynamy szukać podobieństw opierając się na własnym doświadczeniu duchowym, prawda stopniowo zaczyna nam się objawiać. "Trwając" a nie "stawając się" poznajemy tajemnice Ducha. Karol Dyskusje o tym, czy jest, albo jaki jest Bóg, zawsze pozostaną nierozstrzygnięte. Nic na to nie poradzimy (co nie znaczy, że nie warto dyskutować). Mnie pomaga założenie: przyjdzie czas, dowiem się, a póki co – szukam dalej. Dlatego tak cenię neutralne sformułowanie w modlitwie AA: "Bóg, jakkolwiek go pojmujemy". Zarówno prośba jak i podziękowanie, antropomorfizuje Boga. Ale przecież mamy do tego prawo. A co o wdzięczności wobec Boga: kto chciałby wciąż obdarowywać niewdzięcznika? Tylko od niemowlęcia nie oczekuje się wdzięczności, ale jeśli chcemy być dojrzali, nie możemy być zachłanni. Robert Ciężko jest udowodnić, że Bóg istnieje naprawdę, lecz ja wierzę w Boga i wiem, że istnieje. Moja wiara jest dość stabilna od dziecka i wiem, że swoim dzieciom będę chciał przekazać swoją wiarę. Agnieszka Na świecie istnieje wiele religii. Prawie każda religia twierdzi, że jest jedyną prawdziwą religią. Jest to bardzo mylące dla ludzi szukających prawdy lub szukających Boga. Kogo powinni słuchać? Kto ma właściwą odpowiedź? Która religia jest właściwa. A może wszystkie są właściwe? Czy wszystkie są dobre, gdyż z reguły uczą ludzi jak być dobrymi? A może wszystkie są złe? Rozważmy te pytania. Słowo "religia" w Biblii oznacza "ceremonialne nabożeństwo, oddawanie czci Bogu". Jest to podstawowa definicja podawana w słownikach. Ale w dzisiejszych czasach słowo to odnoszone jest jakiegokolwiek zbioru wierzeń, niezależnie od tego czy jest w nich obecne oddawanie czci Bogu, czy nie. Według słowników, jest to druga definicja religii. "Jest tylko jeden Bóg – jest on wczechobecny, Jest tylko jedna religia – religia miłości, Jest tylko jedna kasta – kasta ludzkości, Jest tylko jeden język – język serca." Pozdrawiam Was w Świetle. Antonte1 Co za banalne zakończenie wpisu ... I druga rzecz: Na jakiej podstawie powatpiewasz ze ludzie dziękują za spełnienie próśb? Siedzisz w ich głowach, słuchasz modlitw?? To, ze niektórzy proszą Boga o blahostki nie przekreśla mocy Bożej uwagi, jeżeli jest, myśle ze słucha i tych nieustannych próśb i równie częstych podziękowań ludzkich. Wojciech P. P. Zieliński @Antonte1 – o tym, że wielu ludzi nie dziękuje za spełniona prośbę napisałem na podstawie informacji zdobytych podczas rozmów z ludźmi. Obracam się w kręgach osób bardzo zainteresowanych duchowością. Ilekroć rozmawiamy o modlitwie, większość osób przyznaje, że nigdy (lub prawie nigdy) Bogu nie dziękowało za wysłuchaną prośbę. Co prawda nie prowadzę badań statystycznych na ten temat, ale rozmawiałem o tym już z tyloma osobami, że mogę wysnuwać jakieś wnioski (naukowcy czasami publikują wyniki analizy statystycznej w oparciu o badanie mniejszej grupy osób). Co do zakończenia wpisu: może i banalne, ale podziękowanie uważam za wyraz dobrego wychowania. Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że dziękuję Bogu, ponieważ jest Bogiem i należy mu się jakiś większy szacunek. Dziękuję każdej osobie, która mi pomaga. Bóg czy człowiek – nie ma znaczenia. tarot Często proszę o pomoc anioły, nie tylko w konkretnych sprawach , ale także o np siłe do pracy , do walki z przeciwieństwami losu. Bardzo mi to pomaga, taka chwila skupienia i zastanowienia się nad sobą. Zawsze bardzo dziękuję za okazana pomoc. Ryszard Gajdzik To są piękne słowa je Sathya Sai również "Bądź dobry,czyń dobro,dostrzegaj dobro." Najlepszą formą modlitwy jest modlitwa dziękczynna. Dzięki Ci Boże za to,że pobłogosławiłeś moje życie pomyślnością. Taka modlitwa wypowiedziana i wprowadzona w czyn przynosi znakomite rezultaty,gdyż wynika z wiedzy,że rezultaty już zaistniały a nie z prób ich osiągnięcia. Karolina To jak się modlimy zależy od stopnia świadomości. I nie żebym dzieliła ludzi na lepszych czy gorszych. Każdy jest na takim etapie na jakim ma być. Im większa świadomość tym mniej roszczeniowa forma modlitwy :) To człowiek decyduje o swoim szczęściu, a cierpienie ma zawsze ukryte błogosławieństwo i cała sztuka w dostrzeżeniu tego błogosławieństwa. Jeśli chcesz wypowiedzieć się na temat poruszony w niniejszym artykule, podzielić swoją historią lub o coś zapytać, napisz do mnie. Adres mailowy znajdziesz w zakładce kontakt. Wywiad ukazał się na ( Autor: Łukasz Pałka – O zysk zawsze należy się modlić. Przyszłości nie znamy, a skoro ktoś zainwestował zarobione pieniądze w jakąś firmę, to powinna ona rosnąć. Za zarobione w ten sposób pieniądze może realizować swoje marzenia i cele – mówi w rozmowie z ksiądz Jacek Gniadek, polski misjonarz mieszkający w Zambii, który swoją pracę poświęcił również poszukiwaniu ekonomicznych wątków w Biblii. Radzi też, do kogo najlepiej modlić się o pieniądze i powodzenie w biznesie. Łukasz Pałka, Czy Mario Draghi, szef Europejskiego Banku Centralnego, jest grzesznikiem? Ks. Jacek Gniadek, misjonarz werbista mieszkający w Zambii: Pewnie tak, jak każdy z nas. Pytam, bo w książce „Ekonomia boża i ludzka” sugeruje ksiądz, że efektem działania diabła jest to, iż współcześni ekonomiści uwierzyli w korzystne skutki „sztucznego wzrostu podaży pieniądza”. Słowem, „drukowanie pieniędzy” jest grzechem. Bo to prawda. Według mnie bankierzy, ekonomiści – być może nieświadomie – popełniają grzech, bo sama idea takiego „odpersonalizowanego” pieniądza jest formą oszukiwania ludzi. Nie można drukować pieniędzy na potęgę i wmawiać społeczeństwu, że naprawia się gospodarkę. Pieniądze powinny się brać z pracy i oszczędności, a nie z tego, że dany bank centralny zdecyduje tak lub inaczej. Za pomocą pieniądza mamy określać wartość wymiany konkretnych towarów i usług. Tak jak w słynnym pytaniu Arystotelesa, który zapytał, czy więcej jest warta woda czy diament. Bo przecież na pustyni woda będzie cenniejsza nawet od diamentu. Chciałby ksiądz wrócić do czasów wymiany barterowej? Bez przesady. Mówię o tym, że grupa polityków i bankierów dała się zwieść i teraz – świadomie lub nie – wyrządzają krzywdę społeczeństwu. Ratują nie prawdziwą gospodarkę wolnorynkową, a teorię, w którą wierzą, a która się nie sprawdziła. Wmawiają, że najpierw jest pieniądz, a potem gospodarka. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Klasyczną ekonomię rozumieją nawet ludzie w Zambii, gdzie mieszkam. Tę samą, w której Zachód się kompletnie pogubił. Czyli? Czyli, że dobrobyt można powiększać tylko ciężką pracą i oszczędzaniem. Że trzeba szanować wolność i własność prywatną. Że nie da się oddzielić „człowieka ekonomicznego” od „człowieka religijnego”. Bo to przecież jedna i ta sama osoba, bardzo skomplikowana, ze swoimi planami, marzeniami, celami i dostępnymi do tego środkami. Weźmy jako przykład Boże Ciało. Przecież uniwersalna symbolika tego święta też ma odniesienie do ekonomii. Chleb i wino to wytwory ludzkiej pracy. Powstają we wspólnocie, jaką jest Kościół. Czyli mowa tu o kapitalizmie. Odważna analogia, prawdę mówiąc. Dla mnie kapitalizm to wspólnota ludzi połączonych wspólnym celem. Owocem ich pracy jest w tym przypadku chleb i wino. Ich produkcja wymaga jednak nie tylko tego, by – jak mówi prawo kanoniczne – chleb był przaśny, a wino z winogron. Ważne jest również to, by były stworzone przez ludzi wolnych i kreatywnych. Tak rozumiem kapitalizm, że jako człowiek mogę samodzielnie dobrać środki do osiągnięcia celu. Nie potrzebuję do tego polityków, banków centralnych, ani państwa opiekuńczego, które moją wolność będzie ograniczać. A tym celem jest coraz większy dobrobyt? Zysk. Pieniądze? To duże uproszczenie. Jezus wielokrotnie podkreśla, że pieniądze nie są złe. Warunek jest jeden: powinny być w życiu środkiem, a nie celem. Cel jest zdecydowanie ważniejszy, a wielu ludzi o tym zapomina. Poza tym, kto powiedział, że zysk, o którym mówimy, musi odpowiadać dobrom materialnym? Pragnienie bycia bogatym nie jest mniej lub bardziej racjonalne niż pragnienie bycia ubogim mnichem. Ważne, by człowiek, który decyduje o swoim życiu, był wolny. Człowiek religijny przez całe życie inwestuje, będąc dobrym po to, by śmierć była dla niego realizacją zysków. Czyli pomnażanie pieniędzy nie jest grzechem? Oczywiście, że nie. Jedna z moich ulubionych biblijnych opowieści to przypowieść o talentach. Człowiek jest powołany, by odkrywać je na wielu płaszczyznach. Nie ma znaczenia, ile ma tych talentów. Może być dziesięć, może być jeden. Istotne jest jednak to, że ma je rozwijać przez całe życie. A przecież jednym z talentów jest przedsiębiorczość, którą rozumiem jako tworzenie czegoś z niczego. Ktoś nie potrafi robić mebli, ale potrafi tak wszystko zorganizować, że zatrudni stolarzy i będzie tworzył potrzebne rzeczy. Będzie miał pieniądze, inwestował i tworzył miejsca pracy. To przecież tworzenie dobra. Pod warunkiem, że będzie uczciwy. To oczywiste. Pomnażanie pieniędzy może być jednym z talentów pod warunkiem, że robimy to uczciwie i potrafimy się dzielić. Bo wolny rynek nie jest doskonały. Są ludzie, którzy potrzebują pomocy, albo nawet tacy, którzy oszukiwali i poszli do więzienia. Ich też nie wolno potępiać, chociaż oczywiście muszą odpokutować za swoje grzechy i ponieść karę. Są wreszcie ludzie niepełnosprawni. Tu w Afryce zajmujemy się też osobami niepełnosprawnymi intelektualnie. To ludzie, którzy też przecież mają swoje talenty, tylko trzeba im pomóc je wydobyć. A wierzę, że człowiek pomagając innym, pomaga też sobie, torując drogę do nieba. Miewa ksiądz pokusy finansowe? Pewnie. Na przykład taką, żeby grać na giełdzie i zarobić sporo pieniędzy? Panie Łukaszu, ja w buszu mieszkam, tu nie ma giełdy (śmiech). Ale pokusy są? Wolę je nazywać marzeniami. A że marzeń jest zwykle więcej niż środków, to trzeba sobie jakoś radzić. I tak na przykład moim marzeniem cztery lata temu było to, żeby w Lindzie na przedmieściach Lusaki zbudować przedszkole. Szukałem pieniędzy i się udało. Potem marzyłem o tym, żeby postawić budynek, w którym będzie można uczyć przedsiębiorczości, a także do którego będą przychodzić lokalni przedsiębiorcy, by się pomodlić, a przy okazji załatwić interesy, czy spotkać się towarzysko. Skąd wziął ksiądz na to środki? Z pieniędzy prywatnych. Znajduję ludzi, którzy z własnych oszczędności chcą finansować te projekty, bo widzą w tym sens i dobro. Przyjeżdżają do mnie wolontariusze, bo też chcą zrobić coś dobrego. Często nie są wielkimi fanami Kościoła, ale chcą być dobrymi ludźmi. I to wystarcza? Oczywiście miałem pokusę, żeby sięgnąć po pieniądze z rządowych grantów albo od organizacji pomocowych. Skoro używa ksiądz słowa „pokusa”, to rozumiem, że ksiądz tego nie zrobił. Nie rozumiem tylko dlaczego. Bo rządowe pieniądze pochodzą z podatków płaconych przez ludzi pod przymusem. A skąd ja wiem, że oni by chcieli, żeby z ich pieniędzy stawiać szkołę? Nie będę im zabierał wolności wyboru, wystarczy, że rząd to robi. Podobnie jest z organizacjami pomocowymi, które są na usługach rządów. Po latach doszedłem do przekonania, że nie chodzi w nich o pomoc, ale wielkie pieniądze, wpływy i politykę. Ja się w to nie mieszam, bo wierzę, że jedynym ratunkiem dla Afryki jest promowanie tu przedsiębiorczości. Dowodem na to jest to, czego do tej pory dokonaliśmy, wspólnymi siłami, jako ludzie wolni. To właśnie efekt pracy, ten chleb i wino, które ofiarujemy Bogu. Kiedyś, podczas kazania, mówię ludziom, że znam sposób, jak zostać bogatym. Słuchają z zaciekawieniem, a ja na to, że trzeba ciężko pracować i oszczędzać. To przecież proste. Trochę się zawiedli (śmiech). Modli się ksiądz o pieniądze? Ależ oczywiście. Nie ma w tym nic złego. W każdą pierwszą sobotę miesiąca odprawiam Mszę Świętą za darczyńców naszej misji, tych obecnych i tych przyszłych. Modlę się o ludzi, o pieniądze, o to, by ci, którzy chcą zrobić coś dobrego na zasadach wolnej przedsiębiorczości, dołączyli do mnie. A inwestorowi giełdowemu wypada się modlić o wysoką dywidendę ze spółki, której akcje posiada? A dlaczego nie? O zysk zawsze należy się modlić. Przyszłości nie znamy, a skoro ktoś zainwestował zarobione pieniądze w jakąś firmę, to powinna ona rosnąć. To również modlitwa o dobro. Sama nazwa „dobra rynkowe” pochodzi przecież od słowa „dobro”. Jeżeli te dobra rynkowe powstają, to znaczy, że ktoś chce je kupować. A skoro znajdują nabywców, to ludzie mają miejsca pracy. Za zarobione w ten sposób pieniądze mogą realizować swoje marzenia i cele. Czy nie na tym polega ludzka godność? O tym wszystkim nauczał Jezus. Do jakiego patrona można się o to wszystko modlić? Do świętego Homobona z Cremony. Przyznam się, że nigdy o nim nie słyszałem. Włoski kupiec z dwunastego wieku. Bogaty, potrafił pomnażać pieniądze, ale również się nimi dzielić. Pomagał ubogim. Zresztą proszę zwrócić uwagę, że samo imię „Homobonus” znaczy tyle co po prostu „dobry człowiek”. Rzeczywiście, nie jest on zbyt popularny, ale jest on patronem naszego przedsięwzięcia, czyli klubu przedsiębiorców przy naszej misji. Często o nim opowiadam, by pokazać, że można być handlowcem, biznesmenem, inwestorem i zostać świętym. Dla wielu musi to być zaskoczeniem. Nawet w Kościele przedsiębiorca przecież nie zawsze jest mile widziany, bo w potocznym rozumieniu musiał coś ukraść. Ja się z takim podejściem absolutnie nie zgadzam. Oczywiście jest garstka oszustów, ale zdecydowana większość uczciwie pracuje i daje innym pracę. Dlatego takie postawy trzeba promować. Jest tu w Lindzie pewien sklepikarz. Kiedyś miał jeden sklep, teraz już trzy. Było dla niego niepojęte, jak dowiedział się, że może zostać świętym, bo przecież zajmuje się tylko biznesem, a niektórzy patrzą na niego jak na oszusta. Jak już wspomniałem, przedsiębiorca, to ktoś kto robi coś z niczego. Zresztą moja misja też przecież opiera się o przedsiębiorczość. Gdy przyjechałem tu cztery lata temu, stanąłem na środku pustego placu i już wiedziałem, że tu musi powstać szkoła, tu studnia itd. I nie ma ksiądz czasami takiego poczucia, że ratuje Afrykę na skalę „przelewania oceanu łyżeczką”? Cóż, takie jest moje powołanie. Zdaję sobie sprawę, że całego świata nie zbawię. Ale mam grupę ludzi, z którymi pracuję, którzy wierzą w ideę wolnego rynku, przedsiębiorczości. Nasze spotkania zaczynaliśmy pod drzewem, a teraz proszę – mamy budynek. Jest narzędzie, które zachęci ludzi do działania. To musi się rozwinąć na większą skalę. Marzę o tym, by przy parafiach były kluby przedsiębiorczości, by zachęcać ludzi do tego, by coś robili, a nie pozwalali się psuć przez socjalizm proponowany im przez rząd i organizacje pomocowe. Socjalizm? Opiekuńczość, rozleniwianie ludzi, płacenie im za sam fakt, że przyjdą na spotkanie, bo organizacja musi mieć podpis, by wyciągnąć pieniądze z Unii Europejskiej. To do niczego dobrego nie prowadzi. Miałem kiedyś plan, żeby pociągnąć rury od studni do domów. Chciałem pokazać ludziom, że skoro każdego z osobna nie stać na to, by wykopać studnię, to wspólnymi siłami mogą sobie zorganizować wodę. Znalazłem sponsorów, podłączyliśmy dwadzieścia domów. Chciałem więcej, więc poszedłem do urzędu. No i tu zaczęły się problemy. Bo okazało się, że monopol na wodociągi ma państwowa firma, że nikt poza nią nie ma licencji, że ktoś rozpisał już projekt i właśnie jest on dyskutowany. Mówię na to, że co w tym trudnego, skoro sam przez kilka tygodni dwadzieścia domów podłączyłem, mamy przecież XXI wiek. Usłyszałem: nic nie rozumiesz, zostaw to. Po jakimś czasie oczywiście pojawiły się… studnie i ludzie ciągle muszą nosić wodę w wiadrach, a do tego muszą za nią płacić. Czy Polska powinna przyjąć imigrantów z Afryki? Milton Friedman powiedział: „Albo państwo opiekuńcze, albo otwarte granice. Tych dwóch spraw nie da się pogodzić”. Jak to się ma do mojego pytania? Bo sprawa, o którą pan pyta, jest bardzo złożona. Nie ma na to prostej odpowiedzi. W pewnym sensie każdy z nas jest migrantem. W sensie ziemskim, bo szukamy lepszego życia. W ujęciu głębszym – bo ziemia jest dla nas przystankiem w drodze do Boga. Ale wracając bezpośrednio do pytania, generalnie cały problem istnieje dlatego, że istnieją granice. Dlatego powinny one być otwarte, ale jednocześnie rząd nie powinien pomagać imigrantom i dawać im poczucia, że jesteśmy państwem socjalnym. Jeżeli gdzieś przyjeżdżają, muszą się sami utrzymać. Nie powinno być pomocy od państwa. Dlaczego? Bo prześladowania to jedno, a dążenie wielu osób do życia na koszt innego państwa to druga sprawa. Wielu imigrantów po prostu kalkuluje, że jak zapłacą przemytnikom tyle, to potem im się to zwróci w takim czasie i będą mieli lepsze życie. Normalna wymiana rynkowa. Jeżeli osoby prywatne chcą pomagać imigrantom lub komukolwiek, kto jest w potrzebie, to świadczy o ich dobru. Rząd jednak powinien być w takich decyzjach bardzo ostrożny, bo wydaje pieniądze podatników. A oni nie muszą się na to zgadzać. Sondaże pokazują, że większość Polaków nie chce imigrantów u siebie. Bo się boją, np. o miejsca pracy. To rzecz jasna argument charakterystyczny dla państwa opiekuńczego, socjalnego, w którym nie ma zasad wolnego rynku. Z drugiej strony część społeczeństwa często zapomina o tym, że sami dostaliśmy pomoc, sami byliśmy migrantami i uciekaliśmy przed przemocą i reżimem komunizmu. Pamiętam moje spotkanie sprzed lat w Warszawie z senatorami w werbistowskim ośrodku dla imigrantów. Gdy dowiedzieli się, że większość przebywających tam osób jest w Polsce nielegalnie, nie chcieli się w nic mieszać. Został jeden – dowiedziałem się od niego, że kiedyś sam uciekł do Kanady i mieszkał w podobnym ośrodku. Migrowanie czasami jest konieczne i ryzykowne. Ale takie jest przecież życie. Przecież uciekając przed królem Herodem, święty Józef zabrał Maryję i Jezusa w daleką, ryzykowną i kosztowną podróż do Egiptu. Ale nawet do głowy mu nie przyszło, by zwracać się o pomoc do władcy sąsiedniego państwa. Ksiądz Jacek Gniadek SVD Misjonarz, werbista, teolog. Od 2010 roku pracuje w Zambii, wcześniej w Kongo, Botswanie i Liberii. Zajmuje się również tematami ekonomicznymi. Napisał książkę o Ludwigu von Misesie, twórcy austriackiej szkoły ekonomii. Autor książek: „Dwaj ludzie z Galicji. Koncepcja osoby ludzkiej według Ludwiga von Misesa i Karola Wojtyły”, „Ekonomia boska i ludzka. Kazania wolnorynkowe”. Prowadzi bloga pod adresem 01 sie Jak prosić, żeby otrzymać? Posted at 10:30h in Anioły, BLOG 26 komentarzy Ciągle słyszysz o magicznej mocy modlitwy i sięgasz po nią w desperacji, ale bez efektów? Prosisz o pomoc dzień i noc, a ona nie nadchodzi? Krzyczysz, błagasz: „pomocy” i nic? Twoja praca nadal jest kiepska, relacja z partnerem trudna do wytrzymania, twoje ciało nie wygląda tak, jak powinno, pieniądze cię nie kochają i w ogóle jesteś w nienajlepszej formie? Jak nie tracić wiary skoro twoje modlitwy nie są wysłuchane, a magiczne życie, które podobno na Ciebie czeka tuż za rogiem nie manifestuje się w takim tempie, jakiego oczekujesz? Gdzie ten róg pytasz? Jak jeszcze daleko do niego? Zaczynasz wątpić. To właśnie w takich chwilach twoje ego krzyczy najgłośniej: daj spokój, tam nic nie ma. A ty dajesz mu się zwieść. Tylko, czy słusznie? Zanim się poddasz i podążysz za tym skrzeczącym głosem w twojej głowie (bo on jest skrzeczący prawda?) przystań na chwilę i poczytaj. Po pierwsze zapamiętaj, że możesz rozprawić się ze swoim ego. Każdy ma ego. To fakt. Każdy czasami lub ciągle poddaje się jego natrętnej krytyce. Wiesz dlaczego twojego ego krzyczy? Bo nie chce stracić nad tobą panowania. Lubi utrzymywać cię w strachu, niepewności i niskim poczuciu własnej wartości. To jego praca. Chce nadal podkopywać twoją wiarę w siebie i w twoje możliwości. Kiedy odkryjesz, że jesteś wspaniałą ludzką istotą, stworzoną do kochania i wyrażania miłości, a celem twojego istnienia jest odczuwać radość straci nad tobą swoją władzę. A tego ego by nie chciało. Dlatego tak krzyczy. Pamiętaj, że ego jest po to, żeby podkopywać twoją wiarę. Nie słuchaj go. Sama świadomość jego istnienia daję ci nad nim pewną przewagę. Skoro bowiem wiesz, że istnieje i że jego jedynym celem jest obniżanie twojej samooceny, to możesz go uciszyć. Możesz zdecydować, że tym razem go nie posłuchasz i zrobisz po swojemu. Uwierz, że możesz rozprawić się ze swoim ego. Im mniej będziesz ulegała jego wpływom, tym jego głos będzie cichszy i słabszy. W końcu się podda. Może nie do końca, ale zrozumie, że jego rządy minęły. Po drugie nawiąż stały kontakt ze swoimi Aniołami. Znasz powiedzenie, jak trwoga, to do Boga? Żyjesz sobie jak ta Zosia Samosia – wszystko sama, sama, sama. Nie prosisz o pomoc, nie dziękujesz za to, co masz – zmagasz się ze „złym dziadkiem losem” każdego dnia. Dopiero, jak bardzo ci ten los dokuczy zaczynasz prosić o pomoc. Choć to już nie są prośby wtedy, a raczej zawodzenie i lamet: „Boże pomóż mi”, „uratuj mnie”… Zupełnie jakbyś zapomniała, że sama masz moc sprawczą i drogowskazy w postaci własnych emocji i aniołów. Sama możesz się uratować i sobie pomóc. Masz duchowych przewodników do pomocy, którzy chętnie wskażą ci drogę, postawią na niej odpowiednie osoby i okoliczności. To ty jesteś szefową i to ty podejmujesz decyzje. Ty stoisz za sterem, bo to twoje życie i twoja wola. Pamiętaj, że Anioły są obecne w twoim życiu cały czas, każdego dnia 24 godziny na dobę. Zwracaj się do nich w sprawach małych, maleńkich i codziennych. Dziękuj za zielone światło na drodze do pracy, za udane zakupy, za sympatyczne spotkanie z przyjaciółmi, za pomoc w wybraniu prezentu dla przyjaciela, za uśmiech sąsiada, za piękną pogodę i za deszcz za oknem, za smaczny posiłek i za łyk zimnej wody w upalny dzień. Dziękuj z góry zanim jeszcze otrzymasz. W ten sposób dajesz wiarę temu, że otrzymasz wszystko to, o co prosisz. A możesz prosić o wszystko. Nie tylko o pokój na ziemi, czy zdrowie. Anioły chętnie pomagają we wszystkim. Mają swoje specjalizacje. Chcesz się przekonać? Korzystaj z ich pomocy na co dzień. Ja tak robię 🙂 Ostatnio dzięki pomocy anielskiej udało się wymienić żarówkę w samochodzie. Niby prosta sprawa, ale czasami wymaga rozmontowania połowy samochodu 🙂 Na szczęście Anioły zesłały w odpowiednim momencie sąsiada. Niby szedł jedynie wyrzucić śmieci, ale przez przypadek miał przy sobie wszystko, co było potrzebne do pomocy i sam zaproponował pomoc 🙂 Tak działają Anioły. Wystarczy poprosić. Wypróbuj sama. Kiedy nie współpracujesz z Aniołami codziennie sprawy poruszają się do przodu bardzo wolno albo wcale. Pamiętaj, że Anioły to pośrednicy pomiędzy tobą a Stwórcą, Źródłem, Bogiem (jakiekolwiek określenie rezonuje z Tobą – bo to zawsze chodzi o to samo). Wykorzystuj ich moc do realizacji swoich celów, a twoje ścieżki się wyprostują. Zacznij już teraz. Rozmawiaj z aniołami, jak z przyjaciółmi. Nie próbuj specjalnych formuł, modlitw, czy rytuałów. Bądź sobą. Anioły bardzo dobrze cię znają, lepiej niż ty sama siebie. Mów od serca. Zawsze dziękuj za pomoc. Anioły lubią wdzięczność 🙂 Po trzecie – działaj! Nie proś o ratunek i o wyzwolenie z danej sytuacji. Proś o radę, wsparcie, nowe okoliczności, wskazówki. Kiedy już je otrzymasz: skorzystaj z nich i podejmij działanie. To ty masz moc sprawczą, to ty zmieniasz swój świat i swoje życie. Anioły są po to, żeby cię poprowadzić, natchnąć, wspierać, a nie po to, żeby wykonywać twoją pracę za ciebie. Nie licz na to, że Anioły wyzwolą cię z toksycznego związku – ty sama możesz to zrobić. Anioły nie zapłacą za ciebie rachunków, ani nie załatwią ci pracy. Mogą podsunąć ci doskonały pomysł, postawić na twojej drodze właściwą osobę lub zorganizować dla ciebie „zbieg okoliczności”. Nie mogą jednak zrobić nic, jeżeli nie zejdziesz z przysłowiowej kanapy i nie podejmiesz działań. Podejmij decyzję. Zrób pierwszy krok, a potem drugi, a zobaczysz, jak wszystko zacznie samo się układać. Wszechświat zacznie ci sprzyjać. Pamiętaj jednak, żeby prosząc o pomoc mieć zawsze na względzie twoje najwyższe dobro oraz cel twojej duszy. Ufaj, że Anioły znajdą rozwiązanie najlepsze dla rozwoju Twojej duszy. Jeżeli prosisz o pomoc dla innych zawsze korzystaj z prawa życzliwości. Dodaj to sformułowanie do swojej modlitwy: “proszę…. zgodnie z prawem życzliwości…” Proś zawsze o rozwiązanie najlepsze dla siebie i dla danej osoby, takie, którego pragnęłaby jego dusza, a nie takie, które tobie wydaje się najlepsze. Nie proś nigdy o to, żeby ktoś w twoim otoczeniu się zmienił. Nie masz mocy zmiany ludzi. Możesz zmieniać tylko siebie i podejmować decyzję o rezygnacji z toksycznych relacji . Chcesz żeby twoje idealne życie manifestowało się na twoich oczach? Proś, a będzie ci dane. Ucisz swoje ego. Rozmawiaj z Aniołami codziennie, jak z najlepszymi przyjaciółmi. Powierzaj im swoje troski i radości. Zawsze proś o rozwiązania najlepsze dla twojej duszy. Korzystaj z prawa życzliwości. Ufaj i działaj, jak już otrzymasz boskie wskazówki. Powodzenia! A jak Ty prosisz o pomoc? PS Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony Łukasz Photography

o co można prosić boga